[WYWIAD] Droga do zawodu korektora – rozmowa z absolwentkami kursu korekty i członkiniami Klubu Korektorów
Zastanawiasz się, jak zostać korektoką? Przeczytaj, jak opowiadają o swojej drodze absolwentki kursu Zostań korektorką.
Patrycja Bukowska: Witam serdecznie na dzisiejszym webinarze, cieszę się, że jesteście z nami tak licznie.
Dla osób, które są tu pierwszy raz i mnie nie znają: nazywam się Patrycja Bukowska, jestem korektorką. Ze słowami pracuję już od 20 lat, współpracuję zarówno z dużymi markami, takimi jak Polskie Linie Lotnicze LOT, Qatar Airways, Volvo, Siemens, jak i przedsiębiorcami, którzy chcą zadbać o swój wizerunek, o teksty, które publikują.
Teraz chciałabym przedstawić moich gości. Są to absolwentki mojego kursu i jednocześnie członkinie Klubu Korektorów. W kolejności alfabetycznej: Agata, Justyna, Magda i Olga.
Przygotowałam dla Was 11 pytań, ponieważ jesteśmy przed 11. edycją kursu. Stwierdziłam, że będzie to taka szczęśliwa jedenastka. Nie ukrywam, że znamy się z kursu, ale też z Klubu Korektorów, z niektórymi nawet mieliśmy okazję się spotkać osobiście. Wiem, jak niesamowite są Wasze historie, obserwuję Was i bardzo Wam kibicuję. Zacznijmy od przedstawienia się. Powiedzcie parę słów o sobie.
Justyna Stefańczyk: Dobry wieczór, mam na imię Justyna, już prawie od roku prowadzę swoją działalność w zakresie korekty i tłumaczenia. Zajmuję się korektą, redakcją i tłumaczeniami z języka angielskiego i hiszpańskiego na polski, ale moim głównym obszarem działania jest korekta. Działam w mediach społecznościowych pod nazwą Second Edition (@second_edition_pl), to jest nazwa mojej firmy. Poza pracą lubię chodzić na fitness, uwielbiam podróże i staram się tak spędzać jak najwięcej czasu.
Agata Sawicka: Dobry wieczór wszystkim. Nazywam się Agata Sawicka, jestem korektorką, działam w sieci jako Lepsze Słowo (@lepszeslowo) już półtora roku. Prywatnie jestem miłośniczką folkloru, przez 7 lat tańczyłam i śpiewałam w zespole ludowym, to gdzieś mi głęboko siedzi w sercu. Mąż zaraził mnie pasją do podróży, podróży vanem, spaniem na dziko w lesie i to jest coś, co robimy najczęściej, żeby się oderwać od rzeczywistości.
Olga Smolec-Kmoch: Cześć, dobry wieczór wszystkim. Nazywam się Olga Smolec-Kmoch i działam pod swoim nazwiskiem. We wszystkich mediach społecznościowych możecie mnie znaleźć właśnie w ten sposób (@smoleckmoch). Moja firma też tak się nazywa. W momencie zakładania działalności dużym problemem było wymyślenie nazwy, więc stwierdziłam, że zostanę przy nazwisku, i to się świetnie sprawdza. Jestem korektorką od półtora roku – odkąd skończyłam kurs u Patrycji, zajęłam się tym na poważnie. Ale słowa są od zawsze obecne w moim życiu, bo to, co mnie pasjonuje, to pisanie. Zdarzyło mi się napisać i wydać parę opowiadań, zajmowałam się wcześniej tłumaczeniami z języka rosyjskiego, więc te słowa cały czas ze mną są, a teraz mogę zajmować się nimi zawodowo i czerpać z tego masę przyjemności.
P.B.: Magdo, powiedz dwa słowa o sobie: kim jesteś, czym się zajmujesz, co robisz po godzinach?
Magdalena Gonta-Biernat: Cześć wszystkim. Po godzinach staram się znaleźć czas dla siebie.
P.B.: Zaczęłaś od najważniejszego!
M.G.-B.: To ważne! Ostatnio brakuje mi trochę czasu na sen. Cieszę się tym bardzo, bo myślałam, że taki czas nie nadejdzie. Natomiast Patrycja i Olga wspierały nas wszystkie, mówiły, że musimy dać sobie chwilę, dać sobie nadzieję, że wystartujemy. I to się dzieje. Ja jestem korektorką, redaktorką i copywriterką. Studiowałam filologię polską, ale dawno temu. Zaczęłam też studiować informatykę, i to nawet programowanie. Potem przeczytałam książkę, której główna bohaterka poszła na filologię polską, i właśnie ta książka spowodowała, że poszłam na te studia. W internecie funkcjonuję jako Słowolubna (@slowolubna). Wcześniej też byłam korektorką i copywriterką i pracowałam jako freelancerka, nie w wydawnictwie. Miałam zlecenia od osób, które wiedziały, czym się zajmuję. To były czasy, że jeszcze nie można się było za bardzo reklamować, więc mówiłam głośno i wszędzie o tym, co robię. A potem postanowiłam, że sobie przypomnę wszystkie rzeczy, których nie pamiętałam ze studiów. Miałam nadzieję, że u Patrycji taką pigułkę znajdę, bo nie chciałam siedzieć w tych wszystkich książkach i przypominać sobie wszystkiego od początku. Pomogło mi to bardzo, ale tak na poważnie, emocjonalnie i mentalnie, wystartowałam dopiero w Klubie Korektorów. Wcześniej miałam zlecenia, ale nie wierzyłam, że jestem dobra, że mogę rozwinąć skrzydła. Założyłam drugą markę – To się wyda – z mężem i Olą, która też jest w Klubie. Mamy zespół, który zajmuje się usługami wydawniczymi, i tych klientów jest więcej, w tym wydawnictwa, więc poszliśmy z grubej rury!
P.B.: Magda już trochę odpowiedziała na moje kolejne pytanie. Bo chciałam powiedzieć, że łączy nas wspólna pasja, miłość do poprawności językowej, ale nasze doświadczenia zawodowe są zupełnie różne, co trochę już wybrzmiało. Zatem: czym się zajmowałyście, zanim zaczęłyście pracować jako korektorki? Magdo, możesz rozwinąć.
M.G.-B.: To było bardzo dawno temu i wówczas zajmowałam się tworzeniem stron internetowych, i to jeszcze w kodach. Potem urodził mi się syn i na parę lat wypadłam z obiegu zawodowego. Poszłam na filologię polską, studiowałam różne specjalności, ale ostatnią było edytorstwo. Tak naprawdę szukałam swojego miejsca i znalazłam edytorstwo, ale to nie spowodowało, że zaczęłam pracować w wydawnictwach. Nawet wtedy nie pomyślałam, żeby składać tam aplikacje, może dlatego, że miałam klientów. Później zajęłam się również copywritingiem i ten copywriting cały czas jest taką moją drugą nogą, którą staram się prowadzić.
P.B.: Właściwie trzecią, bo tu korekta, tu copywriting i jeszcze wydawnictwo!
M.G.-B.: Wydawnictwem jeszcze nie wiem, czy będziemy. Myślę na ten temat, musimy dać sobie trochę czasu. Teraz zajmujemy się składem, wszystkim, łącznie z kontaktem z drukarnią. Ale nie zajmujemy się ani promocją, ani dystrybucją. Ten krok jeszcze być może przed nami, bo to jednak zabiera dużo czasu.
P.B.: Co najmniej trzy czwarte etatu. Olga! Opowiedz, czym się zajmowałaś, zanim zostałaś korektorką.
O.S.-K.: Moje drogi były dosyć pokrętne. Z wykształcenia jestem rosjoznawcą, a ostatnie lata bezpośrednio przed korektą spędziłam w bibliotece. Zajmowałam się tematami dotyczącymi niejako Wschodu, ale byłam cały czas otoczona książkami, więc ta korekta musiała pojawić się w moim życiu. Jako człowiek, który czyta dużo książek i ma dostęp do wszystkich książek, które pojawiają się na rynku, i jako pierwszy może te nowości wziąć w rękę, bardzo często spotykałam takie, które miały sporo błędów. Wtedy pomyślałam: może to jest jakiś pomysł na życie. Chociaż to tak gdzieś kiełkowało bardzo powoli, impulsem było co innego. Praca w bibliotece jest fantastycznym doświadczeniem, które rozwija na wielu płaszczyznach, ale po kilkuletniej przygodzie pomyślałam, że w końcu czas na samodzielne działanie. Jestem, gdzie jestem. Jest mi dobrze, jestem szczęśliwa, zawodowo układa się jak najlepiej.
P.B.: Justyna?
J.S.: Studiowałam turystykę i rekreację. I filologię hiszpańską. Po studiach chciałam tłumaczyć, ale nie wiedziałam za bardzo, jak znaleźć klientów. Trafiło mi się jedno płatne zlecenie, a poza tym zajmowałam się wolontariatami, miałam różnego rodzaju praktyki, ale brakowało mi wiary w siebie, żeby jakoś z tym działać. Trafiłam do agencji tłumaczeniowej, gdzie znalazłam pracę na etat, ale nie jako tłumaczka, tylko kierowniczka projektów. Spodobało mi się to i spędziłam tam aż 7 lat. Dodatkowo zdarzyło mi się robić dla tej firmy drobniejsze korekty. Potem znalazłam kurs Zostań korektorką. Stwierdziłam, że spróbuję. Postawiłam na korektę i już prawie rok zajmuję się tylko korektą i tłumaczeniami, i prowadzę działalność.
P.B.: Agato, teraz ty!
A.S.: Skończyłam studia z zarządzania, ale właściwie do czasu prowadzenia własnej firmy w tej dziedzinie nie działałam. Kręciłam się po różnych organizacjach: od produkcji audiobooków po ambasadę francuską i organizacje jakichś wydarzeń. Też byłam tłumaczem, i jestem, języka francuskiego i angielskiego. Oprócz tego zajmuję się nauczaniem języków obcych, teraz uczę też polskiego jako języka obcego.
P.B.: Bardzo często otrzymuję takie pytania, szczególnie przed kolejnymi edycjami kursu: „Jestem księgową, czy mogę zostać korektorką?”, „Nie kończyłam studiów humanistycznych, czy ja w ogóle odnajdę się w tym zawodzie?”. Jak widzicie, każda z dziewczyn kończyła inne studia. W Klubie Korektorów rozmawiałyśmy kiedyś, że muszę spisać wszystkie te zawody, które się przewijają, bo mamy inżynierów, lekarzy weterynarii, pedagogów, przeróżne zawody. To nie jest przeszkoda, żeby zacząć zajmować się korektą. Zazwyczaj jest to zaleta, bo korekty można się nauczyć, zasad poprawności językowej też. Magda Wam powie, bo miała trochę do czynienia z polonistyką, że studia zazwyczaj do zawodu nie przygotowują. Jeżeli mamy jakieś inne wykształcenie kierunkowe, możemy naszą wiedzę wykorzystać właśnie w pracy dla klienta. To może być nasza specjalizacja, dzięki której będziemy zarabiać lepiej. Karolina pyta na czacie, czy studia edytorskie mają sens, czy jest po nich łatwiej. Ja uważam, że każde studia mają sens, bo nas rozwijają. Edytorskie są najbliższe naszej profesji. Czy jest łatwej? Myślę, że tak. Dziewczyny, jak Wy to widzicie? Magda?
M.G.-B.: Ja o edytorstwo zahaczyłam, ale też tej specjalności ostatecznie nie skończyłam, bo nie miałam na to czasu. Skończyłam wtedy po prostu studia jako filolog. Myślę, że edytorstwo się przyda, bo jest tam dużo wiedzy specjalistycznej, technicznej, którą trudno znaleźć gdzie indziej. Na pewno w podręcznikach akademickich, ale nie każdy ma do nich dostęp albo nie wie, jak ich szukać. Tym bardziej, że na edytorstwie mamy wsparcie profesorów i dużo warsztatów, więc to faktycznie pomaga. Jak obserwuję niektóre korektorki i edytorki, które później zostały składaczkami, to wydaje mi się, że one jednak studiowały edytorstwo. Tym bardziej, że tam się uczy o książce, całej książce. Jeśli chodzi o samą filologię i później pracę w zawodzie, to powiem Wam, że z mojego roku nikt nie jest korektorem ani redaktorem. W zasadzie jedna z moich koleżanek z roku pracuje w bibliotece i jedna jest nauczycielką. Nikt więcej nie zajmuję się niczym, co jest związane z filologią polską. Więc nie jest to konieczne, tym bardziej że filologia polska jest takim kierunkiem, na którym więcej uczy się o historii literatury w ogóle niż tych zasad, które będą nam potrzebne w pracy korektora. Oczywiście mamy gramatykę, ale mamy też gramatykę historyczną, która zajmuje sporo czasu i w tej chwili nie jest nam w tej pracy do niczego potrzebna. Korzystamy z tych podręczników akademickich: prof. Jadackiej, prof. Nagórko. To są bardzo dobre książki. Ja także je miałam na studiach i pamiętam, że naprawdę bardzo dobrze przygotowywały, i nam jako korektorkom mogą się teraz przydać, bo tam jest wszystko. Ale nie trzeba studiować filologii polskiej, żeby dostać się do tych źródeł.
O.S.-K.: Ja nie studiowałam filologii polskiej, ale te podręczniki, o których wspominała Magda, są ostatnio na tapecie, bo zagłębiamy się w ten język polski, żeby wyjaśnić sobie pewne problemy. Muszę przyznać, że każdy wykształcony człowiek będzie w stanie przeczytać taki podręcznik i go zrozumieć. Myślę, że studia pomogą, bo człowiek w młodym wieku chłonie wiedzę, ale ich brak nie jest przeszkodą, żeby nasz zawód wykonywać.
A.S.: Wiele zależy od tego, czy to są pierwsze studia, czy zastanawiasz się nad kolejnymi. Studia są zawsze rozwojowe, chociaż ja nie jestem zwolenniczką, że jak się czegoś uczyć, to na studiach. Studia pochłaniają wiele czasu. Niekiedy możemy sobie zapewnić edukację w bardziej efektywny sposób, przez jakieś kursy, samodzielnie szukając innych źródeł.
P.B.: To prawda, teraz jest bardzo dużo możliwości i nawet wiele kierunków studiów zbiera się właśnie w jakieś trzyletnie, półtoraroczne pakiety. Zresztą jest bardzo dużo ciekawych studiów podyplomowych, które w formie pigułki pomagają zdobyć wiedzę. Skoro rozmawiamy trochę o czasie i podejmowaniu decyzji – niektórzy decyzje podejmują ot tak, w mgnieniu oka, ale są osoby, które się zastanawiają, potrzebują czasu, żeby przeanalizować wszystkie „za”i „przeciw”, każdy z nas jest inny. Jak to było z Wami? Kiedy zdecydowałyście się na zmianę zawodową? Czy to był impuls, czy to była przemyślana decyzja? Co sprawiło, że postanowiłyście się zająć korektą?
O.S.-K.: U mnie to był impuls spowodowany pobytem w szpitalu. Spędziłam tam nieco czasu po operacji kręgosłupa i tak leżąc, zaczęłam się zastanawiać, czy ja w życiu mam jakąś opcję B. Gdyby coś się wydarzyło, takiego zdrowotnego, że nie byłabym mobilna. Czy ja umiem coś, co mogłabym wtedy wykonywać. Pomyślałam, że jest wiele rzeczy, w których jestem dobra, ale w niczym nie jestem doskonała i niczego nie nauczyłam się na tyle, żeby móc z tego stworzyć ten swój plan B. Na kursie u Patrycji w edycji przede mną była moja kuzynka, która pokazała to na Instagramie. Podpytałam ją, co i jak, i stwierdziłam, że zainwestuję i zobaczę. No i los chciał, że mój plan B stał się planem głównym i tak naprawdę pod wpływem impulsu i myślenia o przyszłości zapisałam się na kurs. Absolutnie nie żałuję.
P.B.: Co było dalej, usłyszycie, gdy Olga będzie odpowiadać na kolejne pytanie, a teraz może Agata.
A.S.: U mnie to był proces. Może zacznę od momentu, gdy po ukończonych studiach pracowałam w biurze tłumaczeń. Na początku było to pasjonujące, to był zawód, który chciałam wykonywać, byłam pełna zapału. Tłumaczyłam teksty specjalistyczne. One nie należą do najciekawszych i nie należą do najłatwiejszych. I powoli powodowało to u mnie wypalenie, coraz mniej te teksty mnie kręciły, a jednocześnie coraz więcej uczyłam się na temat języka polskiego. Miałam to szczęście, że miałam fajny zespół tłumaczy i wiele uczyłam się od moich znajomych. To sprawiło, że zyskiwałam coraz większą pewność w języku polskim. Nastąpił przełom. Moja przyjaciółka zaczęła pisać – opowiadania i krótkie teksty. Znałyśmy się ze studiów językowych, ona pamiętała, że jej zawsze poprawiałam jakieś literówki, drobne błędy. I powiedziała: „Słuchaj, Agata, mogłabyś mi zerknąć na to opowiadanie?”. W końcu napisała powieść i jako że to już bardziej poważne i czasochłonne zadanie, potraktowałyśmy to poważnie. Zrobiłam jej redakcję tej książki i redagując, zorientowałam się, że sprawia mi to przyjemność. Czytam fajny tekst, który nie jest umową, który nie jest regulaminem, tabelką w Excelu, i jeszcze mogę na tym zarobić. I to był ten moment, w którym zaczęłam poważnie o tym myśleć. Żeby po pierwsze zmienić tryb pracy, żeby nie być zależną do kogoś, tylko od siebie samej, a po drugie, żeby właśnie zająć się korektą.
P.B.: Justyno?
J.S.: U mnie to była bardzo przemyślana decyzja, nad którą zastanawiałam się bardzo długo. Pierwszy raz przyszło mi to do głowy już w 2016 roku, więc dosyć dawno. Robiłam wtedy drobne korekty dla firmy, w której wtedy pracowałam na etacie, i spodobało mi się to. Jednak nie byłam gotowa na zakładanie swojej działalności, nie traktowałam tej myśli jeszcze poważnie. Dopiero pod koniec 2020 roku podjęłam decyzję, że chcę się zająć korektą na poważnie, i zaplanowałam sobie wszystko krok po kroku. Kurs Zostań korektorką, konsultacje z księgową, u kogo zrobię sobie logo, jaka nazwa i tak dalej. Zanim wystartowałam, miałam już właściwie wszystko zaplanowane. Odeszłam z pracy dopiero w lipcu zeszłego roku, założyłam działalność i wtedy zaczęłam pracę. Miałam już pierwszych trzech klientów, o których wiedziałam, że będą mi zlecać korekty. Spodziewałam się, że nie będzie tak ciężko, jakbym miała zaczynać od zera, bo miałam już przygotowany grunt pod tę pracę.
P.B.: Każdy działa inaczej. Jedni impuls, drudzy wszystko mają zaplanowane. To też pokazuje, jak różni jesteśmy i jak do różnych rzeczy podchodzimy.
M.G.-B.: Chciałam dodać, dlaczego w głównej mierze zdecydowałam się na pracę online. Po pierwsze, żeby być z dziećmi. Pracowałam też swego czasu w biurze, z ludźmi, i nie nadaję się do takiej pracy biurowej. Lepiej mi było, jak mogłam pracować w nocy albo jak miałam chwilę. Poza tym ja dużo podróżuję, też rodzinnie, i bardzo często jestem za granicą. Przez pandemię trochę mniej, ale poprzednie lata całe miesiące potrafiłam spędzać w innym kraju. Dlatego praca, w której musiałam mieć tylko dostęp do internetu, była dla mnie wygodna. Jako że miałam mniej więcej tych samych klientów, a chciałam wejść szerzej na rynek, dlatego zdecydowałam się na kurs, żeby przypomnieć sobie język polski. Wbrew pozorom, mimo pracy jako korektor, wiedziałam, że mam braki. To nie jest tak, że my wiemy wszystko i jesteśmy to w stanie zapamiętać. Musimy się stale uczyć. Chciałam mieć swobodę działania.
P.B.: Czy to był impuls u Ciebie?
M.G.-B.: Nie. Ja po prostu wiedziałam, że źle się czuję w biurze, w grupie i że będę pracować w domu, i że muszę mieć pracę, którą będzie mi sprawiała przyjemność i dawała możliwości, żebym mogła robić to, co lubię, poza pracą.
P.B.: Czyli trochę jak u Justyny. Przemyślana decyzja, która wynika z doświadczeń.
M.G.-B.: Nie do końca, bo Justyna sobie wszystko zaplanowała, ja tylko wiedziałam, że nie chcę pracować w biurze.
P.B.: Dochodzimy do tego momentu: co spowodowało, że postanowiłyście wziąć udział w kursie?
J.S.: Ja już co prawda miałam pierwsze doświadczenia w korekcie, ale chciałam poszerzyć moją wiedzę i w zakresie poprawności językowej, i w zakresie samej korekty. Chciałam się też dowiedzieć czegoś o prowadzeniu firmy, marketingu, zdobywaniu klientów. Zaczęłam szukać tego typu kursów. Pierwszy, jaki znalazłam, to był kurs dla tłumaczy – nie do końca mi to pasowało. Znalazłam kurs korekty, stwierdziłam, że to jest to. W czasie kursu dalej pracowałam na etacie. Chciałam też być bardziej wiarygodna dla klientów, bo nie miałam studiów polonistycznych, więc chciałam móc jakoś podeprzeć swoje umiejętności.
P.B.: Myślę, że to jest czas, żeby odpowiedzieć na pytanie, które na czacie zadała Ola: „Czy zaświadczenie, które można uzyskać, ułatwia wejście na rynek korektorski?”. Są tacy pracodawcy, klienci, którzy nie potrzebują żadnych dokumentów, żadnych papierków, którym wystarczy próbka korekty, którą wykonamy, czyli nasze doświadczenie, wiedza, umiejętności. Natomiast w ogłoszeniach o pracę dla korektorów pojawiają się różne wymagania, ukończone studia, ukończone różne kursy. Powiem tak: są kolekcjonerzy papierków i na pewno takie zaświadczenie takiego pracodawcę przekona, ale nie każdy ma takie wymagania. To teraz Olga, co u Ciebie było takim motywem?
O.S.-K.: Do kursu przystąpiłam po jednym z takich webinarów jak dzisiejszy. Kiedy Patrycja przedstawiała cały plan działania podczas kursu, najbardziej przekonały mnie zajęcia tematycznie związane z biznesem. Nigdy nie prowadziłam działalności, nie wiedziałam nawet, jak to ugryźć, czy sobie z tym poradzę, jak to wygląda, jak wygląda szukanie klientów, jak zdobywać zlecenia. To był punkt, który mnie najbardziej przekonał.
A.S.: Ja Wam powiem szczerze, jak było. Zrobiłam redakcję, o której wspominałam, i przyjaciółka powiedziała mi, że na rynku są różne kursy korekty, żebym sprawdziła sobie w internecie. Porównywałam w zasadzie dwa kursy: Patrycji i Ewy Popielarz. A to, czego ja potrzebowałam, to było przede wszystkim spięcie tej mojej wiedzy w jedną całość, ale też bardzo potrzebowałam umiejętności biznesowych. I to, co mnie przekonało, to to, że Patrycja proponowała takie wprowadzenie. Nie tylko w samą pracę korektora, ale też w prowadzenie firmy. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że umiejętności to nie wszystko, a nawet powiedziałabym, że o wiele ważniejsze czasami okazują się umiejętności biznesowe. Przekonała mnie też możliwość odbycia praktyk pod koniec, bo to dla nas ważny przełom, kiedy możemy rzeczywiście wykonać konkretną pracę dla konkretnego klienta. Więc psychicznie jesteśmy w stanie się przekonać, że możemy tę pracę wykonać, walczymy z syndromem oszusta, a dodatkowo zmienia to naszą pozycję na rynku z osoby: „wiem, bo skończyłam kurs” na osobę: „wiem, mam już jakieś doświadczenie zawodowe”. Moim zdaniem to jedno doświadczenie potrafi bardzo dużo zmienić.
P.B.: Zdobywamy przez praktykę pewność siebie. Jeżeli mamy mentora, opiekuna, który powie nam: to robisz dobrze, nad tym musisz jeszcze popracować, zyskujemy taką pewność i łatwiej nam wtedy wyjść do klienta.
M.G.-B.: Dziewczyny powiedziały już wszystko, też zastanawiałam się między Ewą a Patrycją. W zasadzie nie wiedziałam, kogo wybrać, a do Patrycji trafiłam z polecenia. Trafiłam na osobę, która była u Patrycji i powiedziała, że materiał jest bardzo dobry, że to, czego potrzebuję, tam znajdę. To, czego potrzebowałam, tam było, ta cała wiedza marketingowa, to jest coś, o czym nikt mi nie mógł powiedzieć wcześniej, bo nie znałam też żadnych korektorek. Teraz znam dużo, a wtedy byłam jedyną korektorką w moim otoczeniu. Ja nie brałam udziału w wersji Premium, bo wychodziłam trochę z innego punktu. Ja już pracowałam i miałam klientów. Tylko to nie było tak jak teraz. To były zlecenia gdzieś tam po znajomości, ktoś mnie polecał, nie prowadziłam firmy. Pewnie poczułam się po kursie, bardzo dużo mi to dało.
P.B.: Pamiętam, nawet kilka edycji temu moduł biznesowy był modułem pierwszym i odblokowywałam go stopniowo. To dla mnie było niesamowicie ważne, bo tak naprawdę wiedzę językową zdobywamy cały czas, mamy możliwość sprawdzenia, budujemy swoją biblioteczkę, mamy mnóstwo darmowych źródeł internetowych, skąd możemy czerpać wiedzę o języku. To są dosyć konkretne źródła: strona poradni PWN, Dobry słownik czy przeróżne słowniki, które można kupić. Natomiast ta wiedza marketingowo-biznesowa – jasne, możemy szukać u specjalistów, księgowych, prawników, ale każdy ma jakąś swoją teorię i przekazuje ją takimi ogólnikami, bo nie jest w stanie dostosować tego do konkretnej branży. Ja w kursie dzielę się swoim doświadczeniem, czyli [podaję] przemielone te wszystkie zasady księgowo-marketingowo-prawne. Myślę, że to jest ważne i to coś, co trudno znaleźć w sieci. Jeżeli jesteśmy w stanie, to naprawdę musimy w wielu miejscach szukać i weryfikować, co się sprawdzi w naszej branży.
Idziemy dalej. Wkraczamy na naszą ścieżkę zawodową, czujemy, że stajemy przed jakimś wyzwaniem, pojawia się adrenalina. Jak wspominacie te początki, te momenty, gdy skończyłyście kurs? Czego się najbardziej bałyście i jak sobie z tym poradziłyście?
J.S.: Bałam się, że nie będę mieć tylu zleceń, żeby się z nich utrzymać, żeby się zabezpieczyć. Tak jak już wspomniałam wcześniej, już podczas pracy na etacie znalazłam trzech pierwszych klientów, ale tak naprawdę nie wiedziałam, ile tej pracy będzie. Miałam oszczędności, które jak się okazało, prawie nie zostały ruszone. Bałam się, że będę pracować zbyt wolno, że będzie mi to szło opornie, że nie będę się wyrabiać i nie będzie to dla mnie opłacalne, ale nabrałam wprawy już po dwóch miesiącach ciągłej pracy, więc myślę, że poszło sprawnie i nie było się czego bać.
P.B.: U Justyny wszystko zgodnie z planem. Olgo, jak to było u Ciebie?
O.S.-K.: Bezpośrednio po kursie, muszę przyznać, że się nie bałam. Stwierdziłam, że skończyłam kurs, zdobyłam trochę wiedzy, lecę naprzód. Założyłam działalność, nie mając klientów. Wtedy zaczęłam się bać, że zaraz za ten ZUS trzeba będzie zapłacić – ale z czego? Dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać, ale los mnie zaskoczył i klienci zaczęli się pojawiać. Zaczęłam zdobywać klientów, więc wszystko się ułożyło, a ta chwilowa panika na szczęście zniknęła. Jak już Justyna wspomniała, my cały czas mamy obawy, bo klienci jednego dnia są, drugiego dnia może ich nie być, a prowadząc działalność, mamy koszty stałe, które musimy pokryć. Im dalej, tym tych obaw wbrew pozorom mniej.
M.G.-B.: Bałam się, że rynek jest nasycony, że tych kursów jest dużo, że kilkaset osób bierze udział w takim kursie rocznie i że dla mnie nie będzie miejsca. W tej chwili nie mam czasu na copywriting, mimo że te zlecenia też przychodzą. Nie mam czasu pisać tekstów na strony, ponieważ jest tak dużo autorów, którzy potrzebują pomocy z ich tekstami. To są blogerzy, to są osoby, które tworzą kursy, piszą poradniki, posty w mediach społecznościowych. My możemy działać wszędzie.
P.B.: Zawsze miałam wrażenie, że na rynku jest więcej copywriterów niż korektorów, ale może to z mojej perspektywy.
A.S.: Bałam się, że nie będę miała wystarczającej liczby klientów, bardzo bałam się też prowadzenia firmy. Ja lubię, jak wszystko jest zgodnie z prawem. Bałam się, że nie znam jakiegoś prawa podatkowego i zaraz przyjdzie do mnie urząd skarbowy, i wsadzą mnie za kratki! Jak sobie z tym poradziłam? Znalazłam sobie jedno wydawnictwo, jedno biuro tłumaczeń, które miały mi dostarczać jakoś regularnie zlecenia, ostatecznie nawet z tym biurem tłumaczeń nie pracowałam, nie miałam takiej potrzeby. Natomiast z tym drugim strachem poradziłam sobie w ten sposób, że nie otwierałam swojej działalności gospodarczej, ale zaczęłam działać w ramach inkubatora przedsiębiorczości. Działa to tak, że uiszczam jakąś opłatę miesięczną, w ramach której dostaję obsługę księgową, prawną, doradztwo podatkowe, a działam de facto jak firma, tzn. też wystawiam faktury klientom. To rozwiązanie ma swoje plusy i minusy, teraz powoli już myślę nad tym, żeby jednak otworzyć własną firmę. Ale na początek to dla mnie było dobre, bo pozwoliło mi się pozbyć tego strachu. Strachu też o to, że zamiast zajmować się pracą, będę się zajmować papierkami.
P.B.: To rozwiązanie jest chyba lepsze niż działalność nierejestrowa, która tak szumnie była kiedyś reklamowana. Okazuje się, że w przypadku korektorów nie jest z nią aż tak różowo. Jak obserwuję już od 16 lat te trendy na rynku, to korektorzy pracowali właściwie tylko w wydawnictwach albo działali jako freelancerzy. W tym momencie głównie jest to własna działalność, jest to najwygodniejsza forma i najbardziej pożądana przez pracodawców. A może powiesz o tym wydawnictwie?
A.S.: Znalazłam ogłoszenie na jednej z grup na Facebooku, to była jakaś grupa dla redaktorów, że poszukują osób. Przeszłam przez rekrutację, zrobiłam próbkę i rozpoczęłam w ten sposób współpracę.
P.B.: Właściwie to jest moje kolejne pytanie, bo gdy wspominałam o tym dzisiejszym webinarze, obiecywałam, że zadam Wam to pytanie. Jak znalazłyście pierwszego klienta i jakie w ogóle macie sposoby na poszukiwanie zleceń? Możecie się śmiało dzielić, pracy jest tak dużo, że dla każdego wystarczy. Nie ma tutaj chyba jakichś większych tajemnic, ja przez 2 godziny tydzień temu mówiłam, jak ja szukam pracy, zleceń. Może teraz Olga. Olga ma ciekawe historie do powiedzenia, jeżeli chodzi o miejsca, w których można klientów znaleźć, bardzo zaskakujące czasem.
O.S.-K.: Okazuje się, że klientów można znaleźć naprawdę wszędzie. A w kwestii pierwszego znalezionego klienta, to była to jedna z grup na Facebooku. Poznałam tam klientkę, z którą współpracuję do tej pory, współpracuje nam się świetnie, już minął rok, wydałyśmy razem sporą liczbę e-booków i ta nasza relacja dalej kwitnie. Jeśli chodzi o klientów i ich poszukiwanie, to jestem zwolenniczką pokazywania się w sieci. I to ciekawe zlecenie, które kiedyś otrzymałam, pojawiło się w ten sposób, że na moim prywatnym Facebooku poinformowałam znajomych, czym się zajmuję, że ukończyłam kurs i teraz zajmuję się korektą. Wiadomo, ktoś polajkował, ktoś napisał, pogratulował, udostępnił. Kiedyś byłam na basenie i zaczepia mnie jakaś pani. Stuka mnie w ramię i mówi: „A to pani zajmuje się korektą?”. Ja lekko oszołomiona, w stroju kąpielowym, z ręcznikiem w dłoni, pytam: „A skąd pani o mnie wie?”. „A, bo koleżanka na Facebooku polajkowała pani posta, to mi się wyświetliło, a ja akurat potrzebuję kogoś, kto mi pomoże”. I w ten sposób w moim mieście znalazłam klientkę, z którą razem współpracowałyśmy nad projektem.
Tak że trzeba się pokazywać, w tym świecie wirtualnym być i informować o tym, co robimy, bo jeżeli ktoś o nas nie wie, to trudno, żeby do nas trafił. I to jest taka podstawowa kwestia. Wiem, że wiele osób ma problem, żeby pokazać się twarzą i słowem mówionym w sieci, natomiast nie trzeba tego robić. Ja na Facebooka wrzuciłam tylko zdjęcie z informacją, czym będę się zajmowała, i takimi dziwnymi kanałami zlecenia też do mnie trafiły. I znajomi to jest ogromna baza osób, które polecają, które wspominają o mnie, gdy ktoś pisze, że poszukuje korektora, kiedy wspomina, że pisze e-booka. Każdemu, kto mnie gdzieś tam polecił, serdecznie dziękuję. Wszędzie spodziewajcie się zlecenia. Ostrzegam!
P.B.: I wszędzie bądźcie! Może nie da się być wszędzie, ale tam, gdzie jesteście, mówcie o tym. W luźnych rozmowach. Ludzie tego potrzebują.
O.S.-K.: Muszę jeszcze dodać, że bardzo przydatną rzeczą, choć niektórzy mówią, że przestarzałą, są wizytówki. Polecam mieć i zawsze wręczać. Ja w momencie załatwiania kredytu na mieszkanie wręczyłam doradcy wizytówkę, po trzech miesiącach się odezwał, czy nie zechciałabym mu poprawić tekstów, które ma przygotowane.
P.B.: Bo każdy teraz coś pisze i tym się można na rynku wyróżnić, takim dobrym warsztatem. A jeśli nie mamy czasu wertować słowników, żeby coś dobrze napisać, to się zwracamy do korektora. Magda?
M.G.-B.: Pierwszy klient, który doprowadził od tego, że założyłam firmę, to był klient, którego zdobyłam w Klubie Korektorów. Współpraca z Patrycją i Krzysztofem otworzyła mi oczy, że mogę to robić. Autor był zadowolony, dostałam feedback. I już w trakcie pracy stwierdziłam, że założę firmę, bo muszę wystawiać faktury, a że zbierałam się już do tego rok, to był najwyższy czas. Dostałam także duże wsparcie merytoryczne od dziewcząt z Klubu, też jeśli chodzi o księgowość.
Co mogę polecić, żeby znajdować klientów? Być w mediach społecznościowych, tak jak mówi Olga. Ja założyłam stronę internetową i Instagram, nie jestem mocno aktywna na tym kanale, bo nie mam na to czasu, staram się prowadzić jakiś kontent, ale to też wymaga wielu godzin przygotowań, natomiast te kanały powodują, że ci klienci do nas przychodzą. Ja nie szukałam klientów, jedną autorkę znalazłam, odzywając się pod jej postem na grupie na Facebooku, ale to nie była grupa, która szuka korektorów, tylko grupa dla pisarzy, którzy piszą książki dla dzieci. Ja też piszę jedną książkę już jakiś czas, więc jestem na tej grupie i autorka akurat potrzebowała pełnej współpracy. Na pewno przychodzą do mnie ludzie z Instagrama, autorzy. Tak samo ze strony internetowej. Zawsze pytam, jak ktoś się do mnie odzywa, skąd do mnie przyszedł. Często piszą, że są z polecenia, jednak głównie są to media społecznościowe i strona internetowa. Dlatego bardzo polecam, żebyście zakładały stronę internetową, pozycjonowały ją tak, jak potrafcie. Też przyszła do nas firma, która należy do grupy wydawniczej Empik, a przyszła przez Instagram. Mamy już bardzo dużo zleceń zakolejkowanych od nich, chwilę temu odebrałam kolejnego maila, mamy książki na październik, i to jest stała, duża współpraca.
P.B.: I Justyna.
J.S.: Mój pierwszy klient to agencja tłumaczeniowa, w której pracowałam. Na innym stanowisku, ale szybko wyszło, że wyłapuję dosyć sprawnie błędy, więc było to takie dodatkowe zajęcie i jest to mój klient do dziś. Współpracuję też z Moniką Jurczyk „Osą” – osobistą stylistką. Sama do niej napisałam na Instagramie, czy nie potrzebuje korektorki, okazało się, że za jakiś czas miała e-booka do sprawdzenia. Ostatnio dostałam jeszcze dwa kolejne, więc wyszła całkiem fajna współpraca. Warto zgłaszać się do grup na Facebooku i nawet jeśli nie dostaniemy zlecenia, do którego się zgłaszamy, to ktoś inny może nas pod nim znaleźć. Też mi się to przydarzyło.
P.B.: Jaki jest z tego wniosek? Wszędzie, gdzie Wasza kreatywność Was zaprowadzi, tam wykorzystujcie każdą okazję, jaka się nadarza. Agata, wyciągniemy z Ciebie coś więcej o klientach?
A.S.: Tak. Wbrew pozorom wcale zlecenie dla wydawnictwa nie było moim pierwszym zleceniem, ja sobie to trzymałam jako koło zapasowe na wypadek braku zleceń. W zasadzie moim pierwszym zleceniem było zlecenie od Patrycji, po kursie. To była praca doktorska. Wydawało mi się to trudnym zleceniem.
P.B.: To chyba było coś, o ile dobrze pamiętam, z prawa z językiem hiszpańskim?
A.S.: Tak, na temat prawa hiszpańskiego, a ja trochę po hiszpańsku też potrafię coś powiedzieć i zrozumieć. Porwałam się na to zlecenie, Patrycja mi zaufała i jakoś poszło!
P.B.: Tak często jest, że te pierwsze zlecenia są jak kula śniegowa. Jeżeli wystarczy nam cierpliwości, samozaparcia, żeby przeczekać ten czas, kiedy nic nie ma, kiedy nie pojawiają się klienci, kiedy nikt nie odpisuje na dziesiątki naszych maili, jeżeli to przetrwamy, jeżeli ten pierwszy klient się pojawi, to naprawdę potem to już się toczy. I jak dziewczyny mówią – trudno znaleźć czas na odpoczynek, bo zlecenia w różnych dziwnych miejscach co chwilę się pojawiają.
Porozmawiajmy jeszcze chwilę o wyobrażeniach dotyczących pracy korektora. Dla wielu jest to taki zawód owiany tajemnicą, korektor siedzi sobie w fotelu, czyta książki, pod kocykiem, z herbatką z miodem i malinami, i jeszcze za to mu płacą. Bardzo często gdzieś takie wizje się pojawiają. My dobrze wiemy, jak to jest. Wcale nie zawsze jest tak różowo. Jest to zawód, który wymaga przede wszystkim ogromnego skupienia, bo milion różnych rzeczy w tekście trzeba znaleźć. Podwójne spacje, literówki, błędy składniowe, przeróżne rzeczy, na które musimy zwrócić uwagę w zależności od tego, czy robimy redakcję, czy korektę po składzie. Wymaga wiedzy, ciągłego uzupełniania tej wiedzy, doszkalania się, wertowania słowników. Bo to nie jest tak, że wszystkich zasad nauczymy się na pamięć. Musimy wiedzieć kiedy, z którego źródła korzystać. Co Waszym zdaniem jest najtrudniejsze w pracy korektora? Jakie cechy powinien mieć dobry korektor?
O.S.-K.: Chciałam wspomnieć, że nasza praca jest bardzo ciekawa. Mnie się zdarzyło podczas korekty książki kucharskiej ważyć marchewkę, bo wydawało mi się, że gramy zapisane na liście składników to jest jednak troszeczkę za mało, i rzeczywiście okazało się, że marchewka waży więcej. Nasza praca to jest ciągłe wyzwanie. Tak naprawdę codziennie spotykamy się z zupełnie innymi tekstami i codziennie musimy pochylać się nad tematami, które są dla nas czasem nowe, zaskakujące, i nagle okazuje się, że musimy stać się specami od każdego tematu. Chociaż trochę. Trudne czasami jest to, żeby skupić się nad tematem, który niekoniecznie nas interesuje. Ja tak mam. Na pewno łatwiej jest mi pracować nad tekstami, które czytam z przyjemnością, gdy ciekawa jestem, co będzie na następnej stronie, jak się skończy. Dużą trudnością w naszej pracy wydaje się też nasz perfekcjonizm. To utrudnia bardzo pracę, bo chcemy klientowi oddać jak najlepszy tekst, a wiadomo, że ten błąd zawsze możemy przegapić, zawsze możemy czegoś nie zauważyć, coś może nas rozproszyć tak, że czegoś nie wychwycimy. To poczucie tego, że możemy popełnić błąd, jest trudne. I ja się z tym mierzę każdego dnia, ale nie jest to takie niszczące myślenie, natomiast wzmaga czujność.
P.B.: Jeżeli przejdziemy nad tym do porządku dziennego, podejdziemy do tego z pokorą, że jesteśmy ludźmi, nam też mogą przytrafić się błędy, to jest normalne. Korektor nie ma doprowadzić tekstu do formy idealnej, ma sprawić, że tekst będzie lepszy. Właściwie zawsze jest lepszy, bo każde oko, nawet niewprawne, nawet nie korektora, tylko każdej osoby, której autor da tekst do przeczytania… każda osoba coś wyłapie, coś może poprawić, że ten tekst będzie lepszy.
A.S.: Zdecydowanie zgadzam się z tym, że perfekcjonizm nie jest dobrą cechą dobrego korektora. Też z nim walczę, a chyba wszystkie go mamy, pewnie dlatego jesteśmy korektorkami.
P.B.: To choroba zawodowa.
A.S.: Tak. Dla mnie trudne jest wyczucie granicy ingerencji w tekst. Na ile mogę zmieniać, a na ile jednak powinnam się powstrzymać. Na ile dostarczać komentarze autorom, a na ile po prostu wprowadzić poprawki i jedziemy dalej. Gdy zaczynałam pracować, w zasadzie niewiele tłumaczyłam klientom, dopiero potem koleżanki w Klubie uświadomiły mnie, że warto czasami wytłumaczyć, bo to, co dla nas jest oczywiste, wcale takie dla autora nie musi być. Cecha, która z tym walczy, to moim zdaniem uprzejmość i takie spojrzenie na autora jak na człowieka, któremu chcemy pomóc i którego szanujemy. Nie [takiego], któremu wytykamy błędy, ale takiego, którego chcemy poprowadzić. Ta uprzejmość bardzo często jest doceniana. Nie spodziewałam się, że klienci zwracają uwagę na takie rzeczy, a potem czytam opinie na mój temat i ktoś pisze: bardzo kulturalna i uprzejma osoba. Wow! Myślałam, że to jest oczywiste, że kultura jest jakby w standardzie, a okazuje się, że wcale nie. Jeżeli klient spotyka się z osobą, która stara się być kulturalna, zachowuje profesjonalne podejście, to to jest doceniane.
P.B.: Ja dodam moją historię współpracy z klientką. Zawsze jej pisałam, co myślę o jej tekstach, chociaż ona jest doświadczoną pisarka, i kiedyś mi napisała, że jest mi niesamowicie wdzięczna za to, że poprawiam jej teksty oczywiście, ale bardziej za to, że potrafiłam jej napisać, że miała ciekawe spostrzeżenia, myśli do przekazania. I takie pozytywne komentarze, nawet nie merytoryczne, dotyczące treści, ale te pozajęzykowe… klienci bardzo zwracają na to uwagę, gdzieś to zostaje. Bo przecież każdy z nas lubi być pochwalony. Justyna?
J.S.: Zgadzam się, że uprzejmość jest bardzo ważna. Zawsze wychodzę z założenia, że każdy ma w życiu tyle stresów i nerwów, że na pewno miłe komentarze będą odmianą i wyróżnikiem dla nas. Myślę też, że ważną cechą korektora jest pokora. Czasami się zdarza, że myślimy sobie, że jeśli w świetnej książce znajdujemy błędy, to wiemy wszystko i jesteśmy już najlepsi na świecie, znamy już wszystkie zasady języka polskiego. A później przychodzi przykra rzeczywistość, kiedy dostajemy jakiś feedback, że zostawiliśmy dużo błędów i wcale nie jesteśmy tacy dobrzy. Lepiej od razu sobie to uświadomić i zdawać sobie sprawę, że nawet korektor nie wie wszystkiego i że zdarzy nam się popełnić błąd.
P.B.: Jesteśmy po prostu ludźmi. Ja zawsze sobie przypominam taki wywiad z prof. Miodkiem, który sam się przyznał, że nie zna wszystkich zasad poprawności językowej. I tak sobie myślę: „Jeżeli on nie zna, to ja też mam prawo”. Wiadomo – dbamy, staramy się jak najlepiej ten tekst poprawić, ale jeżeli coś, gdzieś nam umknie, to nie możemy się katować, rezygnować, nie możemy się poddawać. A skoro o sukcesach mowa, mamy w Klubie Korektorów na naszym serwerze na Discordzie taki kanał Sukcesy i w każdy piątek dzielimy się tym, co nam się udało zrobić: od drobnych rzeczy typu wystawiona faktura za duże zlecenie, po komentarze typu: „Dziewczyny, założyłam dzisiaj działalność” albo „Nawiązałam stałą współpracę”. Czasem te komentarze pojawiają się w środku tygodnia, bo tak nas rozpiera duma, że nie możemy wytrzymać do piątku i chcemy się podzielić naszymi sukcesami. To jest ważne. W dużej mierze praca korektora jest pracą samotną, bo klient często płaci i na przykład więcej się nie odezwie. Nie pochwali, nie podziękuje. Po prostu otrzymuje tekst i zajmuje się dalej swoją pracą. Każdy z nas potrzebuje być doceniony, potrzebuje mieć takie potwierdzenie, że coś robi dobrze. Podzielcie się swoimi sukcesami, tym, z czego jesteście najbardziej dumne.
M.G.-B.: Z czego się cieszę najbardziej, to z założenia To się wyda. Udało mi się coś zrobić z moim mężem, on jest grafikiem, tatuatorem, fantastycznie rysuje i zajmuje się składem już 20 lat. Ale robi co innego i w dalszym ciągu jest na etacie. Widzę, że teraz ma też coraz mniej czasu, więc nie wiem, jak to się skończy, ale jestem z tego dumna. Jestem dumna, że udaje mi się jakoś to prowadzić w social mediach, że znalazłam swoją ścieżkę, że czuję się w tym dobrze, i z tego, że autorzy przychodzą i są zadowoleni. Bo jak zlecenie przychodzi, to biorę, ale mam obawy. Nie wierzę w siebie w tym momencie, myślę, że nie dam rady i na pewno zrobię jakieś błędy, nie wyrobię się z czasem albo ktoś znajdzie te błędy, których nie zauważyłam. Ale wychodzę z założenia, że o tych lękach wiem tylko ja i autor wcale nie musi o tym wiedzieć. Biorę to na klatę i jakoś sama sobie radzę. Może z tym wszystkim nie poradziłabym sobie tak dobrze sama, dlatego Klub Korektorów jest świetnym miejscem przy dowolnych wątpliwościach. A jeżeli chodzi o pozostawione błędy językowe, to staram się je tłumaczyć, także sobie, że nawet prof. Miodek czy moi profesorowie ze studiów, którzy bardzo dużo opublikowali prac naukowych, oni też potrzebują korektorów. Mimo że są specjalistami od języka polskiego, to potrzebują i redaktorów, i korektorów. Jeśli chodzi jeszcze o autorów, to ja mam taką praktykę, że jeśli kończę książkę, zostawiam im feedback na temat ich książki. I dziękuję indywidualnie za współpracę, bo ta relacja, przynajmniej z moimi autorami, jest taka bardziej zażyła, bo w trakcie dużo rozmawiamy: w komentarzach czy w mailach. Oni też są zadowoleni i dziękują za opinię na temat swojej książki.
O.S.-K.: Ja jestem dumna z siebie, dumna z tego, gdzie jestem. Pomimo różnych przeciwności jestem i chcę się dalej zajmować korektą. Jestem dumna z tego, że mogę z tej korekty wyżyć, że nie muszę pracować na etacie, że mogę pracować na własnych warunkach, i to jest ogromny sukces. To, że mogę samodzielnie decydować: co, kiedy i z kim. I muszę przyznać, że droga była długa, minął ponad rok, odkąd mam swoją firmę, ta pewność siebie budowała się przez ten czas. Wiem, że przez ten rok naprawdę na to zapracowałam. I tu muszę totalnie odnieść się do Klubu Korektorów, bo gdyby nie to miejsce, to na pewno dużo gorzej znosiłabym porażki. Porażki się zdarzają w życiu, a dziewczyny… Nie chcę, żeby słuchacze pomyśleli, że przesadzam, ale ja naprawdę mam siostrzane uczucia do dziewczyn w Klubie, bo mamy ze sobą kontakt codziennie, widujemy się online, widujemy się z niektórymi na żywo. Rozmawiamy ze sobą przez telefon, jesteśmy ze sobą w stałym kontakcie. I to wsparcie, to poczucie, że ktoś z naszej branży, kto teoretycznie jest naszą konkurencją na rynku, jest dla nas przyjacielem, potrafi nas wesprzeć i pomóc. Potrafi w awaryjnej sytuacji, kiedy coś się wydarzy, że nie możemy dokończyć zlecenia, że mamy jakiś ogromny problem, którego nie możemy rozwiązać, że jest ktoś, i to nie jeden, tylko cały Klub, że jest masa dziewczyn, które pomogą. Bezinteresownie, bez żadnego ale, o każdej porze dnia i nocy. Jestem dumna z tego, że jestem otoczona takimi wspaniałymi ludźmi, bo to jest naprawdę ogromna wartość.
P.B.: Teraz jest chwila na wzruszenie… Agata?
A.S.: Ja mogę się podpisać pod tym wszystkim, co Olga powiedziała, bo jestem dumna z tej wolności, jaką daje ta własna działalność, z tej niezależności, z tego, że mogę wyjechać z mężem do lasu i tam pracować. Jestem też dumna z Klubu Korektorów. Nie będę powtarzać tego, co mówiła Olga, po prostu się pod tym podpisuję. Natomiast dorzucę takie zlecenie, które dostałam w Klubie, dzięki Patrycji i Krzysztofowi. To jest nietypowe zlecenie, które wymaga trochę większej ingerencji w tekst. Robię je wspólnie z Kamilą z Klubu, która zresztą do mnie przyjeżdża i będzie u mnie nocować w związku z tym zleceniem, bo wymaga to spotkań na żywo. Jestem dumna, że wyszłam ze swojej strefy komfortu, nie przestraszyłam się tego. Przygotowałyśmy we dwie, a właściwie w trzy czy nawet we czworo, bo z Patrycją i Krzysztofem, ofertę. Dla mnie już samo to jest sukcesem.
P.B.: A zlecenie jest rzeczywiście bardzo, bardzo ciekawe. Potwierdzam. I Justyno, pochwal się sukcesem.
J.S.: Właściwie już nic takiego nowego nie dodam, bo mogę się zgodzić z Olgą i Agatą. Dla mnie największym sukcesem jest to, że mogę pracować na własny rachunek, prowadzić działalność, nie muszę pracować w stałych godzinach od 9 do 17, tylko mogę sama sobie wybierać te przedziały czasowe. I najbardziej dumna jestem z tego, że miałam odwagę to wszystko zorganizować, żeby rzucić stałą pracę i zaryzykować, zakładając działalność. Czasem wydaje się, że praca na etacie to jest coś stałego, pewnego, i niektórzy wolą tak pracować, a ja od zawsze wiedziałam, że wolałabym prowadzić własną działalność, tylko długo nie miałam tyle odwagi, ale w końcu to zrobiłam i z tego jestem najbardziej dumna.
P.B.: Właściwie odpowiedziałyście na dwa kolejne pytania, więc nie będę ich rozwijać. Mam jeszcze na liście pytanie o to, co najbardziej lubicie w swojej pracy, ale to już się przewijało kilka razy.
Przechodzimy do ostatniego pytania. Dużo mówimy tu o tym enigmatycznym Klubie Korektorów. Nie wszyscy wiedzą, co to jest. Jest to taka społeczność, którą stworzyłam właściwie w 2019 roku, potem w związku z moją przeprowadzką do Hiszpanii musiałam się wstrzymać i projekt wrócił ze zdwojoną siłą niespełna dwa lata temu. Jest to miejsce, którego ja szukałam, potrzebowałam, kiedy zaczynałam. Miejsce, gdzie mogę wymienić się z innymi osobami z branży swoim doświadczeniem, porozmawiać o sposobnie nanoszenia korekty, o przeróżnych swoich wątpliwościach, podzielić się sukcesami, poszukać wsparcia, jeśli przyjdą jakieś trudne chwile. I takiego miejsca nie było. I stwierdziłam, że skoro jeszcze nie ma, to takie miejsce trzeba stworzyć. Powstał Klub Korektorów. Zrzesza coraz więcej osób, które teoretycznie są dla siebie konkurencją, ale tyle wsparcia, ile dziewczyny sobie udzielają, i te relacje, jakie panują (to chyba było bardzo wyraźnie słychać w naszych rozmowach), to jest coś niesamowitego, co napawa mnie dumą i niezmiernie, i niezmiennie mnie wzrusza. Powiedzcie, czym jest dla Was Klub Korektorów? Co Wam daje Klub?
J.S.: Przede wszystkim Klub daje mi wsparcie, kiedy ponoszę jakąś porażkę, kiedy coś jest nie tak. Ale kiedy mam jakieś wątpliwości językowe czy jakieś inne związane z korektą, to Klub jest pierwszym miejscem, do którego się kieruję. Dziewczyny są uprzejme, miłe, nikt nie naśmiewa się z nas, że mamy jakieś pytanie, które nam może się wydawać głupie. Czasem w grupach na Facebooku zadaje się też tego typu pytania, ale są różne reakcje. A tu tego nie ma, wszystko jest w miłej atmosferze. Nie ma takiej obawy, że zapytamy o coś nie tak.
M.G.-B.: Ja mam tutaj awaryjną sytuację i będę musiała uciekać. Może jeszcze uda mi się wrócić. Chciałam tylko powiedzieć, że jestem przeszczęśliwa, że trafiłam do tego miejsca. Czuję się jak w domu, mam ogromne poczucie bezpieczeństwa, takie emocjonalne, że czegokolwiek by się tam nie napisało, nawet jak mamy takie problemy życiowe po prostu, to zawsze będziemy utulone. I że jeżeli mam problem zawodowy, niezależnie, czy to jest prawo, księgowość, czy zwykły przecinek, to zawsze dostanę odpowiedź. Bo nie zawsze jestem w stanie wszystko znaleźć w internecie, a dziewczyny mają przeróżne doświadczenia, bo pracują z różnymi tekstami, pracodawcami i autorami, więc potrafią doradzić. Chciałabym podziękować Patrycji i Krzysztofowi za to, że zawsze przychodzą z pomocą, zawsze na każdy temat można z nimi rozmawiać szczerze, i za to, że są tacy transparentni. To się rzadko zdarza, rzadko widzę to na rynku wydawniczym, chciałabym z tym walczyć. A Patrycja i Krzysztof to dają, ja im ufam szczerze. Polecam każdemu, bo Klub to jest miejsce, które upewniło mnie w tym, że chcę to robić, że nie boję się tego robić.
P.B.: Mam nadzieję, że jeszcze wrócisz, a jak nie, to dziękuję Ci za spotkanie i za to, że podzieliłaś się swoją historią. Agata.
A.S.: Ja nie potrafię krótko tego opowiedzieć, ale postaram się streścić maksymalnie. Ja jestem taką osobą, która się milion razy zastanowi, zanim zainwestuje w coś pieniądze, czy to są małe, czy duże pieniądze. Zanim dołączyłam do Klubu, wypisywałam wszystkie za i przeciw, wypisywałam do dziewczyn z Klubu, czy są zadowolone, biłam się z myślami. Jakie miałam wątpliwości? Byłam już po kursie u Patrycji, więc tak się zastanawiałam, czy jeszcze tam znajdę coś więcej niż w kursie. To, co do mnie docierało, to to, że jest tam świetna atmosfera, że jest fantastycznie. A ja jestem taką osobą konkretną, więc od razu sobie myślę: serdeczna atmosfera, jakieś lelum polelum, ale jakie są konkrety? Bo wcześniej miałam przekonanie, że rady, odpowiedzi na pytania mogę sobie znaleźć w internecie. Jak mam jakieś wątpliwości językowe, to mam przecież słowniki, książki, jakieś fora internetowe i po co mi to. Po pierwsze przekonał mnie mąż, bo powiedział coś, co było dla mnie bardzo ważne: „Uważam, że trzeba mieć zawsze budżet na rozwój”. I to dla mnie była taka zmiana myślenia, że nie musze tutaj każdej złotówki ważyć, czy będę miała zwrot z inwestycji, czy nie. Po prostu warto się rozwijać. A druga sprawa to jest to, co rzeczywiście znalazłam w tym Klubie. To wsparcie, które mi się wydawało takie niejasne i niewymierne, okazało się bardzo wymierne. Te wszystkie porady, ta możliwość konsultacji z dziewczynami to jest wiedza, którą nie zawsze da się znaleźć gdzieś indziej, to jest ogromna oszczędność czasu. Zanim przystąpiłam do Klubu, to, owszem, jakoś sobie radziłam, rozwiązywałam te problemy językowe sama, ale to mi zabierało potwornie dużo czasu, a czas to pieniądz. To, co bije z Klubu, to motywacja. Patrząc na te wszystkie sukcesy, którymi dziewczyny się chwalą, mówię: Wow, działaj, Agata. Nie ma co się zatrzymywać, trzeba działać tu, tam, rozwijać się. Kolejna sprawa, że na samej platformie klubowej jest masa materiałów i masa wiedzy. Owszem, kurs jest potężną dawką wiedzy, ale w Klubie jest tego jeszcze więcej, to jest takie fajne uzupełnienie. Z tego jestem bardzo zadowolona. Jeszcze może taka mniej materialna korzyść to jest wsparcie. Od Patrycji i Krzysztofa, którzy w ogóle mnie zaskakują niesamowicie, siedzą z nami po nocach, odpowiadając na pytania, poświęcają swój czas. Jeszcze jedna sprawa to relacje z uczestniczkami. Jedna sprawa to relacje biznesowe, które mogą też przynosić właśnie owoce w postaci współprac. Ale też są to relacje czysto ludzkie. Mnie tych relacji brakowało, ja jestem osobą, która lubi pracować w zespole, która potrzebuje ludzi w życiu, więc to jest dla mnie niesamowita zaleta.
P.B.: Magda już wróciła w międzyczasie.
M.G.-B.: Jeszcze tylko odnośnie do Klubu, Ola jest z Klubu i cieszę się, że mogę z nią współpracować, wiem, że mogę jeszcze liczyć na inne dziewczęta, jeżeli będę miała tych zleceń więcej. Już same mi powiedziały, że jeżeli tylko będą miały czas, to na pewno mnie wspomogą. Mam nadzieję, że już nie tylko Patrycja i Krzysztof będą oferować pracę dziewczynom klubowym, ale także my. Sporo dziewczyn, które się rozwijają i mają dużo szersze możliwości niż praca jako jednoosobowa działalność gospodarcza, i to właśnie nam Klub daje na tej drodze.
P.B.: Tak, to prawda, bo zlecenia są nie tylko od nas, ale ktokolwiek znajdzie jakieś zlecenie, którym się akurat w danym momencie nie może zajmować, to pojawiają się linki do ofert czy propozycje współpracy.
Bardzo Wam, dziewczyny, dziękuję za to, że tu dzisiaj byłyście, za to, że się podzieliłyście swoim doświadczeniami. Za wszystkie miłe słowa na temat Klubu, chociaż dzisiejsze spotkanie nie miało być reklamą Klubu. Ale to prawda. Jest to miejsce, które wspiera korektorów. Czyli nie tylko kurs, który daje konkretną wiedzę i twarde kompetencje, ale potem Klub wspiera i znajdziecie tam i serdeczność, i wsparcie, i pracę. Tak że jeszcze raz bardzo Was serdecznie zapraszam i na kurs, i do Klubu również. I do zobaczenia gdzieś tam w wirtualnym świecie. Dziękuję jeszcze raz za wspólnie spędzony wieczór. Cześć!
H. Jadacka, Kultura języka polskiego. Fleksja, słowotwórstwo, składnia, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2013.
A. Nagórko, Podręczna gramatyka języka polskiego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.