Czy korektor potrzebuje umowy?
Czy korektor potrzebuje umowy? Wygrałam w sądzie z nieuczciwym wydawcą. Popełniłam jednak poważny błąd. Ty możesz go uniknąć. Chcesz poznać tę historię?
10 maja 2019 roku to był sądny dzień – i dosłownie, i w przenośni.
Nie chodzi o to, że specjalizuję się w korekcie tekstów prawnych i wtedy poprawiałam bardzo ciekawą publikację dla pewnej międzynarodowej kancelarii adwokackiej (chętnie bym się pochwaliła, ale niestety obowiązuje mnie umowa poufności…). Ani o to, że tego dnia wyjeżdżałam do Hiszpanii załatwić formalności przed przeprowadzką i musiałam pozamykać wszystkie zlecenia, spakować się itp.
Co się więc wydarzyło?
10 maja 2019 roku w warszawskim sądzie zapadł wyrok w sprawie przeciwko nieuczciwemu wydawcy. Dzielę się moim sukcesem, bo tak naprawdę jest to sukces wszystkich korektorów.
Współpraca z wydawnictwem
W 2016 roku jedno z warszawskich wydawnictw zleciło mi korektę książki. Tak, to miała być korekta, bo książka była już zredagowana, złożona i przygotowana do druku.
Pracownik wydawnictwa przesłał fragment do wyceny. Ustaliliśmy zakres prac, termin i koszty. Nie podpisałam wtedy umowy, bo nie było na to czasu, a wszystkie ustalenia były w e-mailach.
Gdy siadłam nad poradnikiem, okazało się, że pracy będzie więcej, niż początkowo sądziłam. Kilku rozdziałów chyba nie widział żaden redaktor: fatalny styl, błędy redakcyjne, niedopracowany skład, literówki, ewidentne błędy merytoryczne.
Skoro po redakcji jest tak źle, to jak musiał wyglądać oryginał? A może redaktor nie miał jeszcze doświadczenia? Nie wnikałam.
Zrobiłam, co mogłam. Odsyłając książkę, zastrzegłam, że dobrze by było po naniesieniu zmian jeszcze raz przeczytać całość. Niestety nie było na to czasu. Skąd ja to znam…
Moje poprawki zostały zaakceptowane przez wydawcę oraz autorkę i naniesione na tekst przez składacza. Klient podziękował za miłą współpracę i poprosił o moje dane do stopki redakcyjnej.
Minął termin płatności faktury. Pracownik, z którym się kontaktowałam, przepraszał za zwłokę, tłumacząc, że księgowa jest na chorobowym. Potem pojawiły się kolejne wymówki i deklaracje nowych terminów wpłaty.
Aż nadszedł październik 2017 roku – Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie. Przechodząc między stoiskami, w pewnym momencie zobaczyłam tę książkę. A w stopce redakcyjnej inne nazwisko.
Umowa zabezpiecza korektora na trudne czasy
Zadzwoniłam do wydawcy.
I wtedy dowiedziałam się, że przepuściłam „kardynalne błędy redakcyjne (!)”, że przeze mnie książka nie ukazała się w terminie, że nie zamierzają mi zapłacić, bo usługa nie została w ogóle wykonana, a poza tym nie ma żadnej umowy.
Wewnętrzny krytyk mógłby triumfować. Jednak tym razem byłam silniejsza. Szanuję swoją pracę, cenię swój czas, staram się każde zlecenie wykonać jak najdokładniej. Nie znoszę, gdy mnie ktoś oszukuje. Skontaktowałam się więc z moim adwokatem.
W styczniu 2018 roku odbyła się pierwsza rozprawa.
Mąż pojechał do Warszawy zeznawać jako świadek. Sędzia wysłuchała jego wyjaśnień, dowiedziała się, jak wygląda proces wydawniczy. Niestety świadkowie drugiej strony nie stawili się na rozprawie. Adwokat pozwanego wykazał się całkowitą ignorancją. Spytał, czy wiemy, ile dokładnie błędów pozostało po moim czytaniu (śmiech na sali). Żałowałam wtedy, że nie podpisaliśmy umowy, bo sąd miałby o wiele mniej pracy. Oczywiście mieliśmy spisane w mailu zasady współpracy, były bilingi rozmów i pliki z korektą przesłane na pocztę klienta wraz z akceptacją.
Kolejna rozprawa została zaplanowana na maj 2019 roku. Tym razem przyszli też świadkowie pozwanego. Jednak ich zeznania okazały się dla nas bardzo korzystne.
Zapadł wyrok. Oczywiście wygraliśmy. Wydawca odwołał się, jednak sąd drugiej instancji oddalił apelację, ponieważ była ona bezzasadna. Wyrok jest więc prawomocny.
Brak jasno określonych warunków współpracy to jeden z poważniejszych błędów początkujących przedsiębiorców. Chcesz poznać inne i dowiedzieć się, jak ich uniknąć? Przeczytaj artykuł na ten temat.
Umowa dla korektora – czy warto?
Kwota na nieopłaconej fakturze nie była warta trzech lat sporów, ale nienawidzę nieuczciwości w biznesie. Uważam, że za moją sumienną i dobrze wykonaną pracę należy mi się zapłata. Nie zgadzam się, by ktoś zarzucał mi niekompetencje. Owszem, błędy każdemu mogą umknąć, ale całkowicie bezbłędne książki nie istnieją i każdy wydawca powinien o tym wiedzieć.
Warto zabezpieczyć się i zadbać o swoje interesy, nim przyjdzie nam walczyć z nieuczciwym klientem.
Jeśli szukasz umowy, która zapewni Ci udaną współpracę i zwiększy szanse na kolejne wspólne projekty, sięgnij po spersonalizowaną umowę dla korektorów. Przygotowałam ją razem z prawniczką Katarzyną Krzywicką.
W umowie znajdziesz zapisy skonstruowane z myślą o interesie korektorów, m.in.:
Do umowy otrzymasz dwa nagrania wideo.
Pierwsze z nich zawiera instrukcję opisującą, w jaki sposób uzupełnić przygotowany wzór. Natomiast w drugim znajdziesz odpowiedzi na pytania, dlaczego nie warto zawierać umowy o dzieło, jaki dokument księgowy wystawić za wykonaną pracę oraz co to znaczy, że umowa ma być zawarta „na piśmie”.
Kasia, tworząc swoje wzory, korzystała między innymi z umów, które ja podpisywałam z moimi klientami (również z międzynarodowymi korporacjami finansowymi i spółkami notowanymi na polskiej giełdzie). Wyciągnęła z nich to, co najlepsze.
Podzieliłam się z nią moim know-how. Te wzory to godziny naszych rozmów, dziesiątki e-maili.
Umowy są przygotowane w dwóch wersjach:
Umowa dla korektora – wskazówki od korektorki
Nie zawsze jasno określone warunki współpracy uchronią Cię przed nieuczciwością klienta. Jednak dzięki dobrze skonstruowanej umowie możesz zabezpieczyć swoje interesy. Warto walczyć z nieuczciwymi klientami, którzy wykorzystują naszą ciężką (choć fascynującą) pracę i nie chcą za nią zapłacić.
Jak to robić? Jak się zabezpieczać przed takimi sytuacjami?
- Przede wszystkim warto działać prewencyjnie.
- Dobrze jest zacząć od podpisania umowy, która będzie chronić Twoje interesy.
- Nie podpisuj umowy, w której zleceniodawca zawiera kary umowne za każdy przeoczony błąd, ani takiej, w której zgadzasz się na wielokrotne poprawianie publikacji w tej samej cenie.
- Jeśli przytrafi się Ci nieuczciwy klient, nie bój się walczyć w sądzie o swoje prawa – szlaki już przetarte.
Czy warto iść do sądu?
Uważam, że tak. Oczywiście jeśli wynagrodzenie dla adwokata i koszty procesu nie są wyższe niż wartość wynagrodzenia.
Zdarzyło Wam się obsługiwać nieuczciwego klienta? Jak się zakończyła sprawa? Jak zapobiegacie takim sytuacjom?